Prawo rzymskie?! To tak dawno, że może w ogóle nieprawda…”. Z podobną reakcją spotykamy się wcale nierzadko. Jest w niej wiele racji, bo nie warto zajmować się kwestiami nieistotnymi. Nie chodzi o to, aby żyć byle jak; trzeba żyć dobrze. Szkoda więc czasu na tematy małej wagi, o ile ich podejmowanie nie jest absolutnie konieczne. Żyjemy w pośpiechu, dlatego czytamy jedynie o zagadnieniach, które wydaję się nam istotne i zasadnicze. Tym bardziej tylko najciekawsze i najważniejsze z nich skłonią nas do tego, aby je przestudiować, a następnie przez długie godziny opisać w możliwie przystępnej formie.
Nie ma natomiast w zacytowanym poglądzie racji o tyle, że Europa chętnie przejmowała unormowania, jakie wypracowano w historii Rzymu od jego powstania po kres imperium na Zachodzie, a potem na Wschodzie. W uniwersytetach od zawsze studiowano prawo rzymskie, co formowało umysły pokoleń prawników i silnie odcisnęło się na prawodawstwie. Jednak nie tylko recepcja prawa rzymskiego ani to, że pozostaje ono wiecznie żywym źródłem inspiracji, sprawiają, iż warto do niego sięgać jako skarbnicy mądrości. Wbrew mglistym snom o rozwoju czy postępie, człowiek tak bardzo się nie zmienia.
Zatem każdy i w każdym czasie – już to jako indywidualność, już to jako pokolenie czy grupa – musi wybierać swój kształt. Prawo służy organizowaniu rzeczywistości społecznej, a w praktyce się okazuje, że dana sytuacja dopuszcza niewiele społecznie akceptowalnych rozwiązań. Na większość z nich wpadli już Rzymianie. Ujawnili stałe antropologiczne, lapidarnie ujmowane w łacińskie paremie. Poza wszystkim zaś prawo rzymskie to barwna i fascynująca przypowieść o dniu dzisiejszym.
Komuś, kto prawa rzymskiego uczy dziesiątki lat, najciekawsze i wciąż zaskakujące wydaje się, jak pewne tematy powracają. Niemal przestało się o nich wspominać w wykładzie, a o naukowym opracowaniu dawno myśl porzucono: bo nieistotne, bo szkoda czasu.
A tu życie przynosi problemy, które czytelne odpowiedniki, a często przydatne dla ich rozwiązania wskazówki znajdują niespodziewanie w dorobku rzymskiej jurysprudencji. Niemal trzy lata pisania felietonów przyniosło po temu aż nadto przykładów – oddawany do rąk czytelnika zbiór stanowi dowód w tej mierze. Były przygotowywane co dwa tygodnie z myślą o ujęcie w całość pięćdziesięciu odcinków, notowanych jako swoisty pamiętnik zawodowy. Pomysły, uwagi, refleksje szybko umykają. Przekonywało mnie tedy do przyjęcia zaproszenia ze strony pana redaktora Tomasza Pietrygi na łamy „Rzeczpospolitej”, że będę miał okazję wszystko sobie zachować. I w przyszłości może jakoś wykorzystać, a z pewnością zweryfikować. Jak każdy pamiętnik, także ten z prawa rzymskiego to zapis chwili.
Dlatego zdecydowałem się zachować układ chronologiczny i wskazać daty publikacji. Nie uzupełniałem zbioru przypisami, bo nie wszystko daje się wyjaśnić. Dzięki informacji o momencie ogłoszenia drukiem zainteresowani lub dociekliwi będą w stanie sprawdzić niemal każdy kontekst. Teraz zaś niech tekst żyje własnym życiem jako krótkie pola jednego gospodarstwa. Jego bramy właśnie się otwierają dzięki państwu Elżbiecie i Andrzejowi Wienckom z Wydawnictwa Od.Nowa, którym za wieloletnią współpracę – z żywymi nadziejami na przyszłość – serdecznie dziękuję. Są te bramy tym piękniejsze, że ilustracjami zaszczycił mnie pan Andrzej Krauze. Nie pierwszy to honor od tegoż wybitnego artysty; jego mądre rysunki zawsze mnie inspirowały.
Dziękuję też „Rzeczpospolitej” za zaufanie przez ubiegłe lata, a teraz objęcie publikacji patronatem.