Namówiliśmy Autora, by opracował drugą część Studiów nad żydofilią, ponieważ nie mogliśmy dłużej znieść fałszu, którym pokryty jest realny stan stosunków polsko-żydowskich. Również dlatego poprosiliśmy historyka Pawła Siergiejczyka o opracowanie Kalendarium tych stosunków, obejmującego ostatnie 30-lecie, czyli ostatnią dekadę PRL i dwie dekady tzw. III RP. To kalendarium
publikujemy jako swoisty wstęp do książki Michalkiewicza.
Niewątpliwie są na świecie Żydzi, którzy nie lubią Polaków, jak i są Polacy, którzy nie lubią Żydów. Nie zmieni tego ani polityka historyczna, ani tresura politycznej poprawności. Co najwyżej sprawi, że niechęć, nie zostawszy sobie wzajem opowiedziana, wybuchnie jakimiś ekscesami, a wzajemna miłość zakończy się orgią i zbiorowym samogwałtem… Książka Michalkiewicza - bez wątpienia niepoprawna politycznie, bo tak została pomyślana, włącznie z okładką i tytułem - jest prowokacyjną próbą odpowiedzi nie tylko na pytanie, dlaczego niektóre środowiska żydowskie nie znoszą Polski i Polaków, i czego od nas chcą, ale także dlaczego część Polaków nie lubi Żydów, a inna część mieszkańców kraju nad Wisłą do nich się ostentacyjnie podlizuje. Innymi słowy jest to książka o realnych powodach niechęci do
i skłonności ku
. Jest to o tyle ważne, że w Polsce nie istnieje liczebnie liczące się środowisko żydowskie - nie możemy więc poznać bogactwa i zapewne różnorodności poglądów poszczególnych przedstawicieli tego narodu. Ci zaś, którzy w Polsce za Żydów uchodzą, są na ogół związani bardziej polityczną niż narodową solidarnością, łączącą ich ze środowiskiem KPP i SDKPiL, czyli z tzw. żydokomuną. Oczywiście pytanie: Dlaczego Polacy nie lubią żydokomuny? - jest pytaniem czysto retorycznym, więc nie chodzi nam o odpowiedź na pytanie tak sformułowane…
Książka Michalkiewicza pozwala zatem zrozumieć, co właściwie nam się w Żydach nie podoba, oraz ocenić tych spośród naszych współobywateli, którym to się akurat podoba… Dzięki temu, że autor nie odnosi się do wyobrażeń, marzeń i tęsknot, lecz do faktów, zdarzeń i realnych osób, czytelnik otrzymuje rzetelną informację o różnicach dzielących obie nacje, może też i podobieństwach. Uwalnia się od konieczności obcowania albo z plastikowym Żydem do stawiania na ołtarzyku tzw. judeochrześcijaństwa, opowiadającym bez końca, jak był albo nie był ratowany, do kogo ma o to pretensje, a komu dziękuje, ale też od plastikowych publicystów, dziennikarzy, nawet historyków wpadających w ekstazę, ilekroć przyjdzie im z Żydem, nawet zbrodniarzem stalinowskim, obcować.