Choroba Alzheimera – to brzmi jak wyrok. A przecież w naszym starzejącym się społeczeństwie coraz częściej będziemy spotykać się z ludźmi cierpiącymi na choroby otępienne. Co się stanie, gdy dotknie ona kogoś z naszych najbliższych? Jak poradzimy sobie ze świadomością, że ukochana osoba będzie się od nas nieuchronnie oddalać, jednocześnie przebywając wciąż obok?
„I żyli długo i szczęśliwie” to zbiór trzech historii przepełnionych życiową prawdą, opisujących codzienność mężczyzn, którym jesień życia – zamiast spokojnej emerytury – przyniosła kolejne wyzwanie: opiekę nad osobą chorą na Alzheimera. Co sprawia, że ci trzej mężczyźni się nie poddają, skąd czerpią siłę na walkę z codziennymi trudnościami i co stanowi jej źródło?
Dla starszych pokoleń odpowiedzi na te pytania mogą być podstawą do pogłębionej refleksji, dla młodszych – lekcją życia, u podstaw której leżą najprostsze, uniwersalne wartości, o których częstokroć zapominamy lub nie chcemy pamiętać.
Nikt nie chciałby usłyszeć, że najbliższa osoba, z którą spędził większość swojego życia, ma początki alzheimera. Informacja od lekarza dotarła do mnie, jednak przyznam się, że nie dowierzałem jej. Nie zauważyłem za bardzo zmian w zachowaniu Zuzanny, a to, że dzieje się coś niepokojącego, powiedziała mi moja córka. Często do niej jeździliśmy, bo mając dużo czasu, pomagaliśmy jej. Ja kosiłem trawnik, żona pomagała przy prasowaniu. Córka w końcu powiedziała mi, że z mamą dzieje się coś niepokojącego, ponieważ za każdym razem żona opowiadała tę samą historię, i mimo że córka zwracała jej na to uwagę, następnym razem znowu zaczynała ją powtarzać. Spędzałem z Zuzią każdy dzień, więc może dlatego nie zauważałem tych pierwszych lekkich odchyleń w jej zachowaniu. (…) Myśl o tym, że żona ma alzheimera, wypełniła mnie całego.