To przedstawienie będzie trwać – czy tego chcesz, czy nie.
Ogólnopolska gwiazda stand-upu, trzydziestoletni Andrzej Braniecki, z dnia na dzień kończy karierę. Powód jest nieznany – w końcu miał przed sobą świetlaną przyszłość i rzeszę oddanych fanów, a jego praca wydawała się sprawiać mu radość. Nikt nie podejrzewa, co przez ten cały czas kryło się za uśmiechem stand-upera.
Pozorny sukces, który osiągnął, nie dawał Andrzejowi satysfakcji ani spełnienia, a poprawy samopoczucia Braniecki przez długi czas szukał w alkoholu. Decyzja o porzuceniu kariery zaprowadziła go prosto do gabinetu terapeutycznego.
Do tej pory stand-uper drwił z rzeczywistości, ale w tych czterech ścianach musi w końcu się z nią zmierzyć. Nie spodziewa się, że ten przykry żart losu będzie miał tak mocną puentę. Już wkrótce scena znów się o niego upomni… a to będzie miało daleko idące konsekwencje.
Ludzie wszędzie są tacy sami, owszem, zdarzają się wyjątki, które go nawet czasami mocno dziwiły, ale z reguły wiedział doskonale, w których momentach jego programu śmiech widowni będzie największy, gdzie dojdzie do burzy niby-spontanicznych, a jednak przewidywalnych braw, a w której minucie pozostawi po sobie niezręczny, może lekko kłujący moment ciszy, wcześniej zadeklamowawszy kąśliwą, pozornie śmieszną, a jednak gorzką i trafną puentę dotyczącą świata oraz rzeczywistości, w której przyszło nam żyć, niektórym istnieć, a większości tylko egzystować.
Przez jakąś bardzo krótką i ulotną chwilę miał wrażenie, że wypełnia go coś na kształt spełnienia.