Na początku XXI wieku przez Iran przetoczyła się fala zabójstw prostytutek. W świętym dla islamu mieście Meszhed (później także w innych miejscach) ktoś mordował pracujące na ulicy kobiety, porzucając ich ciała w rynsztoku, okryte czadorami, bezimienne i nikomu niepotrzebne. Sprawcę największej serii tych zabójstw zatrzymano, osądzono, skazano na karę śmierci. O jego działaniach pisano artykuły i książki, nakręcono filmy; opinia publiczna poznała nazwisko zabójcy (dorobił się nawet biogramu w Wikipedii) i motywy, którymi uzasadniał swoje zbrodnie. Morderca zyskał sławę, a jego proceder przez długi czas stanowił temat publicznych dyskusji i sporów.
Chahdortt Djavann w powieści „Dziwki w czadorach nie idą do raju” przywołuje wydarzenia sprzed lat, przyjmując inną perspektywę. Spycha w cień postać zabójcy, na pierwszym planie stawiając jego ofiary. Daje im biografie i przestrzeń do przedstawienia własnej historii, własnego światopoglądu. W ten sposób tworzy bezkompromisowy, nieocenzurowany portret islamu jako zbrodniczego systemu religijno-kulturowej opresji, w którym ofiarami są od stuleci przede wszystkim kobiety.