Nie zdążyli do armii Andersa, ale nieoczekiwanie otrzymali jeszcze jedną szansę wyrwania się z nieludzkiej ziemi. Przekraczając bramę obozu w Sielcach nad Oką, większość z nich nie miała wątpliwości, że oto stali się żołnierzami polskiego wojska. Pod Lenino otworzyły się przed nimi wrota piekła frontu wschodniego. Ci, którzy przeżyli – lub do 1 i 2 Armii zostali wcieleni później – doświadczyli jego kolejnych kręgów: desantów na Wiśle, przełamywania Wału Pomorskiego, zdobywania Kołobrzegu, forsowania Odry, walk na ulicach Berlina i rzezi pod Budziszynem. Ginęli tysiącami na pierwszej linii, natomiast na zapleczu frontu nie mogli zaznać spokoju przez osławioną Informację Wojskową lub NKWD...
fragment:
Kościuszkowcy opuścili okopy plutonami i ruszyli z powrotem ku Mierei. Po drodze zabrali ze sobą kilku rannych, którzy przeżyli na pobojowisku. Kiedy żołnierze dopadli rzeki, zerwali hełmy z głów i zaczęli czerpać nimi wodę i pić. Podbiegli do nich oficerowie i wyrywali im „czerpaki” z rąk, strofując, że przecież rzeka jest pełna trupów. Kilometr za Miereją czekała na nich kuchnia polowa z gorącą kawą. Żołnierze rozsiedli się wokół kuchni i kiedy padła komenda „Przygotować się do wymarszu”, nikt nie wstał. Ludzie zapadli w jakieś senne odrętwienie. Musiało minąć pół godziny, nim pozbierali się do dalszej drogi – czekały na nich kolejne maszynki do mięsa.