Ogniu, krocz ze mną,
Pośród samotności mrozów.
W drodze ku Czarnej Księdze,
Przez przeszłości schody,
Po trupach idąc,
Przez obsydian brzytw,
I tęsknot ostrza,
Pod nieboskłonami gwiazd,
Gdzie kiełkuje dobro i zło.
Żeglując zawiesinami bezczasu,
Jak w klepsydrze ziarna,
Gdzie wieczność, trwałość, niezmienność, stałość
Są jak plamy krwi na śniegu,
Zanikające jak słabość i starość.
Marznąc pośród żarów i cieni przeszłości,
Wiedząc, że nigdy już nie będę młodszy.
Ale choćby cały świat miał spłonąć,
Nie ugnę się ani nie ulęknę,
Pójdę na wschód, po swe życie,
Choćby przez piekło czasu.
Przepłynę jeziora i oceany bólu,
Sunąc po barkach tytanów.
W końcu stanę na kamieniach losu,
Nie bacząc na mroki przeszłości.
Odmienię fatum i sięgnę celu,
Zanurzę się w księgach mądrości.
Uczynię ostatni krok,
Choćbym nie poznał siebie leżącego w trumnie.
Nie złamię się, nie pęknę,
Na swe kości we krwi spojrzę dumnie.