Natura rzeczy nie jest łatwą, lekką i przyjemną lekturą „do poduszki”. Ten zbiór wierszy i mini opowiadań to swoisty coming out Autora, tyle że niezwiązany z orientacją seksualną czy tożsamością płciową. To przyznanie się do traumatycznej przeszłości i piętna, jakie wycisnęła w Jego psychice, to próba – być może rozpaczliwa – wyjścia z cienia tej przeszłości i podążenia do normalności; rodzaj autoterapii. Jest też ten tom kolejnym wołaniem o tolerancję wobec odmienności światopoglądowej, co w kraju, który wielkimi krokami zmierza wręcz do postaci teokratycznej zdaje się nabierać innego wymiaru niż jeszcze choćby dekadę wcześniej.
Non pas absous ni condamné, notez bien: perdu.*)
Ale Sebastian Piórkowski nie boi się potępienia i nie występuje o łaskę uniewinnienia za nieswoje grzechy. Wreszcie nie jest nic nikomu winien.
Kiedy wracam pamięcią do przeszłych wydarzeń, te najważniejsze stanowią niewypowiedziane. Doświadczenia, które ukształtowały świat Sebastiana wymykają się ramom języka, są nie do opowiedzenia jego schematycznymi ramami, umykają myślnikom, pauzom i znakom zapytania. Ale gnieżdżą się w przestrzeni pomiędzy wersami i w pauzach, jakie głos sam czyni podczas czytania.
Opowieść, jaką znajdziemy w tym tomiku, to historia o korzeniach i przyczynach, o Naturze rzeczy właśnie. O wspomnieniach, doznaniach, lękach i gniewie. O licznych sposobach ucieczki w inne, które nigdy nie przynosi ukojenia. O wstydzie i zagubieniu dziecka, z którym konfrontuje się dorosły już mężczyzna.
To opowieść o labiryncie przeżyć, który nie jest już dłużej apeironem, a jedynie przystankiem, gdzie to, co stracone, zyskuje znaczenie.
Elżbieta Wancław-Chłopik
*)Z j. fr.: Ani uniewinniony, ani potępiony, podkreślam: stracony.