"Podróż do Veracruz upłynęła szybko i pomyślnie. Gdy przybito do brzegu, Sternau i Unger postanowili odprowadzić zakochaną parę do Meksyku. Jacht pozostał w porcie pod opieką marynarzy. (...) Na koźle siedział woźnica, trzymając w ręku osiem par lejców, a obok niego pachołek stajenny. Chłopak co chwila zeskakiwał z kozła, żeby poprawić uprząż lub podtrzymać pojazd. Przy tej sposobności pakował sobie do kieszeni kamienie, którymi później obrzucał leniwego bądź nieposłusznego muła; kształcił się bowiem w sztuce powożenia. Dobry woźnica był ważną personą, wszyscy nazywali go seniorem. Podczas służby na linii Veracruz — Meksyk otrzymywał około stu dwudziestu pesos miesięcznie oraz wikt. Pod koniec roku, o ile wóz nie został uszkodzony, dostawał jeszcze dwieście pięćdziesiąt pesos premii. W owych czasach niemal każdy Meksykanin był na poły rozbójnikiem. Na traktach zdarzały się często wypadki rabunków i zabójstw. Toteż wszyscy podróżujący dyliżansem musieli być uzbrojeni." (fragment)