Tym razem zajmujemy się przemodnym od lat terminem: inteligencja. Jego definicja w języku polskim jest o tyle oczywista, co niesatysfakcjonująca. Z grubsza chodzi o tę właściwość umysłu, która pozwala człowiekowi stale zdobywać nowe doświadczenia i twórczo je wykorzystywać przy kolejnych życiowych wyzwaniach.
Jednakże pojęcie to jest używane (i nadużywane) w rozmaitych kontekstach, dosłownie i metaforycznie. Ludzkość w swoim zarozumialstwie uważa się za najinteligentniejszą – jeśli nie jedyną inteligentną – istotę na świecie z pokolenia na pokolenie coraz bardziej pojętną. Tak inteligentną, że zdolną stworzyć sztuczną inteligencję, zamieszkać w inteligentnych domach, używać inteligentnych komórek i odkurzaczy, wykazując się przy tym stale inteligencją emocjonalną i społeczną.
Jak w tym mętliku pojęć i przenośni (inteligentnie) się rozeznać? Czy w ogóle inteligencja jest mierzalna, choćby słynnym wskaźnikiem IQ? I niezmierzona, bo przecież – jak sugerują liczni uczeni – wykorzystujemy tylko ułamek danego nam potencjału. I czy aby na pewno nie mamy w tym względzie konkurentów, jak np. mrówki, kruki albo grzyby?
Co prawda Albert Einstein, jeden z najinteligentniejszych przedstawicieli naszego gatunku, utrzymywał, że wcale nie ludzki rozum, ale głupota, podobnie jak wszechświat, jest nieskończona – tyle że wobec wszechświata pewności nie miał. Ale przecież to właśnie inteligencja pozwala większości z nas zrozumieć tę sentencję i gorzko się uśmiechnąć.
Zapraszamy do lektury!