Najnowszy numer „Miesięcznika Egzorcysta” poświęcony jest zbawieniu.
Szczęśliwemu człowiekowi łatwiej jest życzyć tego samego innym. Natomiast osoba cierpiąca jest bardziej podatna na życzenie komuś cierpienia, bo sama tego doświadcza. Wobec powyższego szatan – jako nieszczęśliwy – takim chce uczynić również innych. Jego „szczęściem” jest bycie wśród innych nieszczęśliwych – wskazuje ks. Jarosław Binek, były egzorcysta diecezji lwowskiej na Ukrainie, w tekście „Dlaczego diabeł nie chce naszego zbawienia?”.
Na pytanie, co będziemy robić w niebie, odpowiada w wywiadzie dla naszego miesięcznika ks. dr hab. Janusz Lekan, prof. KUL, prodziekan Wydziału Teologii KUL, który stwierdza m.in.: Z pewnością troska o zbawienie zależy od jakości mojej wiary. Jeśli wiara staje się nieustannym szukaniem Boga, więcej, zaproszeniem Go do mojego życia, a następnie życiem tym, co Bóg mi daje, to zawsze będzie pojawiać się pytanie, w jaki sposób tego nie utracić, w jaki sposób lepiej odpowiedzieć na Bożą ofertę.
Kiedy byłam w ciąży, głos namawiał mnie do pozbycia się dziecka. Kiedy modliłam się za dusze w czyśćcu cierpiące, słyszałam szyderczy głos i śmiech: „To nic nie daje”. Te same głosy słyszał mój ojciec. W nocy nieustannie napadały mnie paraliżujące lęki. Wówczas nie mogłam się poruszyć, ani obudzić męża, który spał obok mnie. Mogłam się jedynie modlić. Było to fizycznie wyczerpujące – wyznaje w swoim świadectwie Marianna.
W Kazachstanie żyje ponad 130 narodowości. Większość została tam zesłana z terytorium byłego Związku Radzieckiego. Istotne jest, że w ludziach pozostała jednak pobożność. Zsyłano tam i starych ludzi, i młode małżeństwa. Mimo takiej różnorodności pozostawała ciągłość w wierze. Starsi uczyli młodszych. (…) Jako zesłańcy zabierali ze sobą nie tylko chleb, ale też różaniec, obrazy, krzyżyki, rzeczy pobożne. Mieli pod tym względem tyle pobożności ludzkiej, ile było im dane. Przez wiele lat ludzie sami utrzymywali wiarę, nie wiedząc, czy w ogóle kiedyś będą mieli kapłanów. Jednak cały czas zbierali się na modlitwę. Kiedy w 1954 r. opuścił więzienie ks. Józef Kuczyński i osiedlił się w Krasnoarmiejsku, zaczęli do niego przychodzić ludzie z okolicznych wiosek, a on od rana do wieczora nauczał, udzielał chrztów i innych sakramentów. Jednak po dwóch latach takiej wycieńczającej pracy został ponownie skazany na dziesięć lat łagru… Ludzie znowu na dziesiątki lat pozostali bez kapłana. Gdy przyjechałem tam w 1981 r., zobaczyłem, jak ci ludzie są zorganizowani. To było piękne doświadczenie. Prawie w każdej wiosce była maleńka kapliczka – zwykle pokoik w mieszkaniu przeznaczony na modlitwę. Ludzie się tam zbierali i długo się modlili, nieraz nawet 3 godziny. (…) To wszystko kiełkowało powoli – mówi ks. abp Jan Paweł Lenga MIC, emerytowany biskup Karagandy, w kolejnym wywiadzie zamieszonym w naszym miesięczniku.
Jedne grzechy wywołują skutki widzialne w ciele, inne w relacjach międzyludzkich, inne w sposobie myślenia i w psychice. Przykładowo wykroczenia przeciwko Bogu, czyli wchodzące w zakres pierwszych trzech Przykazań, niszczą bezpośrednio duszę ludzką, dlatego zwykle nie są widoczne w ciele. W ciele mogą się ujawnić dopiero po wielu latach, jako objaw złego stanu duszy – wskazuje ks. Grzegorz Świercz w artykule „Dalekosiężne skutki grzechu”.
Miałem okazję być też niedawno w Norwegii, gdzie naoglądałem i nasłuchałem się, z jakim strachem imigranci z Europy Środkowej posyłali swoje dzieci do tamtejszych szkół. Przed wyjściem instruowali je: pamiętaj, musisz się pilnować, nie możesz być nigdy smutny, zawsze się uśmiechaj, mów, że wszystko jest w porządku, bo możesz już nigdy więcej nie zobaczyć mamy i taty. To były zwykłe, normalne, nie żadne patologiczne rodziny, w których nawet danie dziecku klapsa było nie do pomyślenia. Byle pretekst wystarczył jednak, by państwo wkroczyło do akcji i odebrało prawa rodzicielskie. Przyznam, że nigdy w Polsce po upadku komunizmu nie widziałem takiego strachu zwykłych obywateli przed władzą jak właśnie tam – pisze Grzegorz Górny w tekście „Porywacze dzieci w służbie państwa”, traktującym m.in. o organizacji Barnevernet.
Często podkreśla się, że zasługą Freuda jest poszerzenie wymiarów osobowości poprzez przełamanie ciasnego racjonalizmu i woluntaryzmu człowieka epoki wiktoriańskiej. Ale dokonało się to za cenę obalenia rozumu i woli, które zresztą z racjonalizmem i woluntaryzmem nie muszą mieć wiele wspólnego. Freud w istocie zawęża ludzką osobowość, gdyż pomniejsza duchowość człowieka – i to nie tylko w jego komponentach rozumu i woli, ale przede wszystkim w jego transcendentnym i sakralnym pochodzeniu – wskazuje ks. dr hab. Aleksander Posacki SJ w artykule „Ideologia Freuda zagrożeniem dla zbawienia”.
Wierzymy, że Bóg prowadzi ludzi niewierzących i ateistów do zbawienia sobie znanymi ścieżkami. Jego miłość jest w stanie przeniknąć do nawet najbardziej mrocznego bunkra ludzkiej grzeszności. Poza tym ten, kto ze szczerym sercem szuka Boga, z pewnością Go znajdzie. Uznanie tej prawdy domaga się ze strony wierzących skromności i powściągliwości w wydawaniu osądów. Nie wiemy, co zrobi Bóg. Kościół nikogo nie pozbawia nadziei na zbawienie. Wierzy, że nawet ateista w obliczu śmierci, w poczuciu spełnionego życia, rozpozna Chrystusa i przyjmie Go na wieczność – stwierdza ks. prof. Grzegorz Barth w tekście „Czy ateista może być zbawiony?”.
W numerze także m.in. o bł. Hildegardzie, żonie Karola Wielkiego, a także odpowiedź na pytanie, czy piekło przestanie istnieć.