Wykłady Erica Griffithsa to popis błyskotliwości, a zarazem lekcja drobiazgowej, wręcz pedantycznej lektury. Krytyk z uwagą przygląda się pozornie mało istotnym szczegółom, by nagle wyczarować z nich całe literackie światy; nie unika żadnych tematów: opowiada o wielkich ideach i o miłości, o śmierci i cierpieniu, o związkach śmiechu z lękiem.
Jedynie jako krytyk to książka pełna sugestywnych reinterpretacji kanonicznych dzieł literatury. Trzeba niebywałego charakteru i erudycji, by rzucić wyzwanie tradycyjnym odczytaniom Boskiej komedii, Hamleta czy próz Kafki, by ganić Bachtina, polemizować z Nietzschem, wytykać rzeszom czytelniczek i czytelników nieuważność. Griffiths nie tylko podsuwa odpowiedzi, ale też prowokuje do krytycznego myślenia, stawiania pytań i zaangażowania w lekturę.
Jako mówca Griffiths słynął z elokwencji i dowcipu: Olśniewał setki słuchaczy potokiem swobodnych i przenikliwych analiz… Czego? Ano, właściwie wszystkiego, robienie notatek było niemożliwe, ale skupiał się na kanonie literatury (…). Nie tolerował kretynizmów, przekuwając nasze mętne sentymenty i rozlazły podziw w coś bardziej wyrazistego, muskularnego i użytecznego – wspominał były uczeń Griffithsa, pisarz i krytyk Nicholas Lezard. W jednym z esejów Griffiths wyraża przekonanie, że pismo nie daje pojęcia o głosie, a jednak hipnotyzująca obecność autora jest wyczuwalna od pierwszej do ostatniej strony książki.