Ponad 30 lat temu, a więc jedno pokolenie wstecz, ukazała się książka Francisa Fukuyamy, w której wieścił on koniec historii, jaki - jego zdaniem - przyniósł upadek komunizmu w krajach Europy Środkowej i Wschodniej oraz w ZSRR (było kiedyś takie państwo, które miało istnieć wiecznie, a stopniowo, poprzez podbój pokojowy i militarny, obejmować ludy i lądy całego świata - dziś jego następcą jest - z konieczności bardziej terytorialnej, ale i po części mentalnej - Rosja).
Na pierwszy rzut oka słabszym umysłom mogło się wydawać, że po upadku klasycznej wersji marksizmu-leninizmu rozpocznie się wiecznotrwały okres pokojowej rywalizacji i rosnącego w jej wyniku bogactwa narodów. Trochę bystrzejsze umysły zwracały jednak już wówczas uwagę, że próżnia po ZSRR jest czysto teoretyczna, a w praktyce różni ambicjonerzy będą próbowali ją wypełnić. Tak rzeczywiscie było. Jeszcze ZSRR porządnie się nie rozpadł, a już Saddam Husajn najechał Kuwejt, zmierzając do skupienia w swych rękach i pod swoją władzą ogromnej większości złóż ropy, aby… podyktować importerom, czyli przede wszystkim Zachodowi, odpowiednio wysokie ceny.
Historia więc nie skończyła się ani wtedy, ani później… Współczesne państwa należące do kręgu tzw. cywilizacji zachodniej zadłużają się coraz bardziej, mimo klęski Saddama, mimo rozwoju nowych technologii, mimo wzrostu gospodarczego, coraz bardziej zresztą iluzorycznego, ale jednak tu i ówdzie np. w Polsce, dającego się jeszcze zauważyć, np. w nowych drogach, mostach, estakadach, nawet wieżowcach. Generalnie jednak długi są coraz większe, przyrost naturalny coraz mniejszy, poziom wykształcenia coraz niższy, aspiracje za to i apetyty wyborców coraz większe…, a możliwości państw coraz mniejsze.
Dokąd to prowadzi, czym się skończy i kiedy? Wreszcie - co nie jest bez znaczenia - kto i co odpowiada ze ten stan rzeczy? Być może po erze „końca historii” nastąpiła era „płynnej rzeczywistości” i beztroski wolnej od odpowiedzialności, ale i ona dobiega końca, i to w błyskawicznym tempie. W Polsce tempo to można śledzić patrząc na zegar zadłużenia publicznego… Gdyby na jego miejscu umieścić zegar odmierzący tempo zadłuzania się całego Zachodu, cyfry zmieniałyby się prawdopodobnie tak szybko, że tylko zmianę pierwszych w szeregu oko ludzkie byłoby w stanie uchwycić. Rosnące zadłużenie to nie jest jednak jedyna, ani nawet naczelna przyczyna kryzysu Europy… O tym, co nią jest, co przyczynuje koniec Europy i czy da się go uniknąć, czy da się w starą Europę na nowo tchnąć życie - jest ta niezwykła, napisana prostym i zrozumiałem językiem, mimo że o sprawach nieraz trudnych i skomplikowanych, książka. Nie wyszła, Bogu dzięki, spod ręki humanisty. Jej autor, wykładowca Politechniki Warszawskiej, wybitny informatyk, ale i ekonomista, to niewatpliwie umysł ścisły. Nie pisze długich, nudnych bajek, ale w bajeczny sposób wskazuje na istotę problemu, bo po prostu WIE…