Książka „Made it in Taiwan, czyli rowerem przez kraj rowerów” to świetne uzupełnienie tej zawstydzającej w naszym piśmiennictwie luki.
Zaskakująco mało wiemy o Tajwanie, przedstawiciele średniego pokolenia czasem kojarzą hasło „Made in Taiwan” z czasów, gdy Tajwan był światowym liderem produkcji podzespołów do sprzętów elektronicznych, z młodszych ktoś może pamięta, że tajwańskie wieżowiec Tajpej 101 przez nieco ponad pięć lat dzierżył miano najwyższego budynku świata.
A przecież Formoza, czyli „piękna wyspa” (tak nazwali Tajwan portugalscy żeglarze w XVI w.) ma tak wiele do zaoferowania.
To tu jak w soczewce skupiły się wpływy aborygeńskie (tj. rodzimych, zamieszkujących od stuleci ludów pokrewnych Polinezyjczykom), chińskie, japońskie i wreszcie europejskich potęg kolonialnych.
Doprawdy, trudno znaleźć drugą taką „Azję w pigułce” oferującą na tej samej szerokości geograficznej zarówno wyborne sushi, najwspanialsze na świecie zbiory sztuki chińskiej jak i zapierające dech w piersiach krajobrazy górskie, w dolinach których od stuleci zamieszkują tajwańscy aborygeni.
Książkę Artura Gorzelak można czytać zarówno jak przewodnik turystyczny, jak i wprowadzenie do historii i kultury Tajwanu, ale także właściwie całej Azji Wschodniej, której Tajwan jest mikrokosmosem, czy wreszcie po prostu jako dobrą literaturę podróżniczą, szczególnie ciekawą dla fascynatów dwóch kółek i dobrej kuchni.