Oto Maria, nauczycielka muzyki, która nawiązała romans z nieletnim uczniem. Tuż obok widzimy jej przyjaciółkę, szczęśliwą żonę i spełnioną matkę, podejrzewającą męża o zdradę. Ten w kącie to Filip, początkujący pisarz i niedoszły samobójca. Mija go właśnie Robert, wieczny student i kelner, zakompleksiony na punkcie swojego wzrostu. Dalej - Nicole, paryżanka o żydowskich korzeniach, wraz z partnerem, a jeszcze dalej wykładowca akademicki z córką, oraz para znajomych. W ten kwietniowy wieczór wszyscy wybrali się do winiarni na koncert klezmerski. Za chwilę dojdzie eksplozji, a wtedy okaże się, że drzwi wejściowe są zamknięte…
Opowieść krąży wokół tego zdarzenia, próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy aby na pewno do wybuchu doszło w wyniku zbiegu okoliczności, ale posuwa się też wstecz: przez słowa i gesty ostatniej godziny życia, przez jednostkowe losy, ku mrocznym sekretom rodzinnym i zawiłościom historii. Zestraja ze sobą różne czasy, by przedstawić świat w stanie permanentnego rozpadu.
Zacząć od trzęsienia ziemi, po czym wzmagać stopniowo efekty – radził Alfred Hitchcock, lansując model polemiczny wobec pomysłu Jorge Luisa Borgesa, aby każde z wydarzeń podsuwało dwie kontynuacje, tworząc labiryntowy ogród o rozwidlających się ścieżkach. Jerzy Franczak sięga po wzór pośredni: najpierw eksplozja, a potem złożone rekonstrukcje ciągów przyczyn, za sprawą których ofiary znalazły się w fatalnym dla siebie miejscu i czasie. To wzór „Mostu San Luis Rey” Thorntona Wildera: zamiast mostu mamy winiarnię, zamiast Peru – dzisiejszy Kraków, ale pytanie: „palec boży czy gra losu?” wciąż jawi się równie aktualne.
Eliza Kącka
Żadna z osób, które cudem przeżyły, nie była w stanie powiedzieć, o której Jerzy Franczak wszedł do winiarni Semi di Vino, o której wyszedł i czy na pewno wyszedł. Wybudzona ze śpiączki literaturoznawczyni wyrecytowała wiersz Wisławy Szymborskiej o terroryście, który patrzy, a jej mocno poturbowany mąż, z zawodu filozof, oświadczył, że w miejscu, gdzie siedział Franczak, stała drewniana skrzynia pomalowana na zielono, taka z poematu Maksa Jacoba. Cała nadzieja w czytelniczkach i czytelnikach – tylko one i oni zdołają ustalić, czyje odciski palców znajdują się na kieliszku z okładki. Warto spróbować, zanim zawali się sufit.
Darek Foks