My, nędzarze w porównaniu z Czechami czy Niemcami, bogatsi jesteśmy doświadczeniem. My nie jedną przeszliśmy Białą Górę – dziesięć ich albo więcej mamy za sobą. I w tych przeprawach zdobyliśmy jeden skarb, dla nas nieoceniony a pożyteczny także i dla Czechów i Niemców, na którym właśnie zbywa im bardzo: spokojność wśród burz niepokoju, w zamęcie miarę… Nic dziwnego, że im tej cnoty właśnie braknie: w upojeniu, jakiego dzisiaj doznają, patrząc na zdumiewające owoce tych cichych wysiłków całego narodu, których świat cały nie dostrzegał niemal, póki nie ujrzał gmachu, jaki stworzyli z niczego. Upaja ich świadomość tej bujnej, nieokiełznanej siły elementarnej, którą tak łatwo miażdżą wszelkie przeciwności, a która jednak, jak wszelka siła, miarą niehamowana, może się złamać: świadczy o tym, chociażby sama Biała Góra. Nas natomiast twarda konieczność uczy tej wielkiej cnoty, której nie znaliśmy przez tyle wieków. U nas, na siedmiu ósmych częściach dawnych ziem polskich, jedynym polem działania, na którym nam wolno praktykować miłość ojczyzny, jest ścisłe posłuszeństwo tym mądrym a trudnym do wykonania słowom poety; kwintesencją rozumu politycznego – miarkowanie najdroższych sercu a uprawnionych dążeń narodowych, bez wyrzekania się jakiejkolwiek cząstki tych wszystkich ideałów, któreśmy po ojcach wzięli w spuściźnie...