W chrześcijaństwie spokojne, rytmiczne odmawianie modlitwy różańcowej czy brewiarzowej może być czynnikiem najlepiej regulującym pracę układu oddechowego, a w efekcie całego ustroju. W przeciwieństwie do tego wszystkie techniki orientalne zaczynają niejako od końca. Poza tym zmierzają do pustki lub „rozpuszczenia” naszej osobowości – wyznaje w swoim świadectwie Piotr.
Cztery lata temu zainteresowałam się medytacjami wschodnimi i kursem „pozytywnego myślenia”. Zaczęłam uczęszczać na ten kurs, na którym poznawałam też technikę medytacji wschodnich. Pamiętam, że przed rozpoczęciem zajęć dano mi do picia jakiś napój, po którym wpadłam w silną wibrację. Po rozpoczęciu medytacji kobieta, którą ją prowadziła, kazała mi skupić się na trzecim oku, znajdującym się rzekomo między brwiami, czyli zasiąść na tronie duszy – mówi w kolejnym świadectwie Paulina.
Osoby opętane mówiły w nieznanych sobie obcych językach, w tym również w językach starożytnych. Przepowiadały pewne wydarzenia, które spełniały się w określonym czasie, a po ludzku nie mogły tego wiedzieć. Na ich ciele pojawiały się też znaki demoniczne, np. odwrócony pentagram, który raz pojawiał się na czole, raz na dłoniach. Były też niewyraźne znaki albo takie, których nie znalazłem i nie wiedziałem, co mogą oznaczać – mówi ks. Andrzej Szut, egzorcysta diecezji pińskiej na Białorusi, w wywiadzie dla naszego miesięcznika.
W tekście „Jak medytować po chrześcijańsku?” o. dr hab. Piotr Piasecki OMI podkreśla: Metody mają stanowić cenną pomoc. Wynikają one z doświadczenia mistrzów medytacji, są ich duchową spuścizną. Czy tych metod należy się sztywno trzymać? Nie, należy raczej odpowiednio je kształtować, osobiście przepracować i dopasować do własnego życia. Metoda ma pomóc w spotkaniu z Bogiem.
Poddawanie się pseudomedytacjom wiąże się z szeregiem przykrych następstw, zwłaszcza natury psychicznej. Niektóre z nich utrwalają się jako stała dyspozycja adepta „sztuki duchowej”. Eksperymenty wykorzystujące parapsychiczne możliwości przez działanie chemią, sugestią, hipnozą, telepatią, dźwiękiem, światłem, kolorem, kształtem prowadzą do stanów chwilowych, czasem jednak powodują trwałe zaburzenia psychiczne – przestrzega ks. prof. dr hab. Andrzej Zwoliński w artykule „Pseudomedytacje”.
W chrześcijańskim do niedawna świecie zachodnim pojawiła się tendencja poszukiwania punktów wspólnych medytacji oraz praktyk mistycznych chrześcijańskich i wschodnich. Mają one pogłębiać chrześcijaństwo. W praktyce podważają ewangeliczne przesłanie o jego wyłączności na drodze do zbawienia. Poza tym wyjątkowość doświadczenia indywidualnego stawia się ponad zbawczą rolę Jezusa Chrystusa – wskazuje dr hab. Włodzimierz Wilowski w tekście „Czy można łączyć wschodnie praktyki duchowe z chrześcijaństwem?”.
Z kolei ks. bp prof. dr hab. Andrzej Siemieniewski w artykule „Nie każda medytacja jest chrześcijańska” stwierdza: Inny przykład to tzw. medytacja chrześcijańska proponowana przez Światową Wspólnotę Medytacji Chrześcijańskiej (World Community for Christian Meditation, czyli w skrócie WCCM). Obok wielu cennych intuicji i wartościowych przemyśleń, WCCM przekazuje jednak pewną nadzwyczaj wątpliwą tezę. Zaczerpniętą z hinduizmu tradycję medytacji za pomocą mantry uważa za oczywistą i niepodlegającą dyskusji kontynuację medytacyjnej Tradycji chrześcijańskiego Wschodu oraz mistycznego Kościoła zachodniego.
W kolejnym wywiadzie dla naszego miesięcznika o. Daniel Ange podkreśla: Niebezpieczeństwo istnieje wtedy, kiedy mądrości [Wschodu] są powiązane z duchowością i z religią. Nie można oddzielić jogi od tradycji religijnej Indii. (…) Chcesz tylko zaczerpnąć z ekspresji fizycznej, ale tego nie da się oddzielić. Wszystkie te otwarcia, czakry, są związane z religią. Dlatego jest to bardzo ryzykowne. Jeśli wszyscy chrześcijanie modliliby się tak, jak św. Jan od Krzyża, nie szukaliby praktyk religijnych w Indiach czy w Japonii. Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że gdy „odcina się” te rzeczy od ich wymiaru religijnego i duchowego, one albo zupełnie nic nie znaczą, albo zatraca się chrześcijaństwo i opuszcza Jezusa.
Efektem nieustępliwości i pasji, z jaką ks. Gabriel uwrażliwiał duchowieństwo i lud Boży na duszpasterskie znaczenie posługi egzorcystycznej, było zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską 13 czerwca 2014 r. Statutów Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów. (…) W ten sposób Bóg chciał, żeby ks. Gabriel już za życia mógł cieszyć się, choćby w części, owocami tak wielu trudów, jakim stawiał czoło i oddawał się bez reszty, nie szczędząc nigdy swych sił – zmarłego ks. Gabriela Amortha wspomina ks. Francesco Bamonte, przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów (A.I.E.).
Ponadto w numerze m.in. o Madonnie ze Świecia, św. Judykaelu, a także o poddanych cenzurze dzieciach z zespołem Downa.