Hazard uzależnia szczególnie mocno, gdyż zaczyna się od małych „sukcesów”, które łechcą ludzkie „ja” i rekompensują braki w innych dziedzinach życia. Dlatego hazardziści, ponosząc pierwsze bolesne skutki swojego uzależnienia, zrzucają winę na innych lub na chwilowe niepowodzenie. Dopóki w życiu duchowym chrześcijanina nie nastąpi dogłębna metanoia, a chrześcijanin nie „umrze dla świata” oraz dla złudzenia (którym ludzie żyją, że istnieje raj poza Bogiem), to niemożliwe będzie całkowite uwolnienie się od zależności, w które wchodzą ludzie żyjący tylko tym światem i jego duchem – wskazuje Artur Winiarczyk, redaktor naczelny „Miesięcznika Egzorcysta”, we wprowadzeniu do styczniowego numeru.
Wyjechałem prywatnie do Niemiec. Tam rzuciłem się w pracę. Przez 3 lata pracowałem w jednej firmie, w której świetnie zarabiałem. Pracowałem przez 6 dni w tygodniu po 14 godzin dziennie. Zarabiałem ponad 5 000 marek. To podniosło moje poczucie wartości. Wydawało mi się, że osiągnąłem stabilizację, dorosłość. Gdy w firmie pojawiły się problemy, znów zacząłem szukać hazardu. Przez ostatni rok pobytu w Niemczech straciłem wszystko, co zarobiłem – wyznaje w swoim świadectwie Stanisław.
Ks. Imrich Degro, egzorcysta archidiecezji koszyckiej na Słowacji, w wywiadzie dla naszego miesięcznika dzieli się swoim doświadczeniem: To był to mój drugi przypadek. Pomagali mi inny kapłan oraz diakon. Osoba opętana siedziała na krześle, a my staliśmy wokół niej. Przed nami było tabernakulum. Ja stałem za tą osobą. Zaczęliśmy się modlić na różańcu. Po pierwszym dziesiątku skinąłem głowową na pomocników na znak, że rozpoczynam egzorcyzm. Egzorcyzmowana osoba nie mogła tego zobaczyć. Siedziała odwrócona do mnie plecami. W tej chwili nienaturalnie odwróciła głowę w moją stronę, a jej twarz była pełna nienawiści i furii. Wyczułem, że chciała na mnie skoczyć i zranić mnie, ale nie mogła tego zrobić. Jakby ktoś stawiał jej opór. W tym momencie zrozumiałem, że stoją za mną niebo i Kościół.
Ks. prof. dr hab. Andrzej Zwoliński w artykule „Moralność hazardu” przestrzega: Katolik nie powinien patrzeć na kasyno jako na miejsce swojej rozrywki (…). Gdy udział w hazardzie łączy się z inwestowaniem pieniędzy, gdy ktoś nie potrafi się „bawić” bez ryzyka utraty własnych czy wspólnych środków finansowych, wówczas ma miejsce wewnętrzne nieuporządkowanie. Z moralnego punktu widzenia jest ono naganne. Katolik nie powinien uczestniczyć w działaniach, które z duchowego punktu widzenia są destrukcyjne i niosą zagrożenie. Nie chodzi tu jednak – należy to sobie uświadomić – o kupienie jednego losu czy postawienie w zakładach drobnej stawki, lecz o proces uzależnienia, który odbiera człowiekowi wolność i wprowadza nieład w jego życie osobiste, rodzinne, społeczne.
W kolejnym wywiadzie dla naszego miesięcznika Jacek Racięcki, terapeuta uzależnień z Centrum Pomocy Duchowej przy Skaryszewskiej 12 w Warszawie, stwierdza: Skuteczna pomoc osobie uzależnionej jest inna niż pomoc człowiekowi, który doświadcza trudów życiowych, czyli np. w wyniku powodzi ktoś utracił dobytek życia. W tej sytuacji stymuluje się taką osobę, by powróciła do normalnego funkcjonowania. Tu chodzi o pomoc innego typu. Jeśli hazardzista utracił wszystko, nie ma nic, a mimo to będziemy mu pomagać w ten sam sposób, co powodzianom, to on tylko będzie to wykorzystywał i grał dalej. Dla niego potrzebną pomocą jest odcięcie go od środków, nawet wyrzucenie z domu, odcięcie od wygody, komfortu po to, żeby zmusić go do podjęcia odpowiedzialności za własne życie.
Bogna Białecka w tekście „Wyjść z pułapki hazardu” zaznacza: Poza oczywistym zagrożeniem finansowym, które pojawia się zawsze, gdy uzależniony traci kontrolę nad sobą, hazard niesie ze sobą inne zagrożenia. Człowiek, który stał się nałogowym hazardzistą, nie potrafi powstrzymać się od stawiania pieniędzy nawet w sytuacji, gdy ma długi. Pojawia się też próba ukrywania nałogu przed rodziną, reagowanie agresją na próby dowiedzenia się, na czym polega problem. W dalszej kolejności następuje izolacja od bliskich i pogorszenie kontaktu z nimi, co ma szczególnie fatalny wpływ na dzieci. Pojawiają się też inne objawy: zaburzenia snu, niepokój, częste przygnębienie, poirytowanie, poczucie winy, problemy z koncentracją uwagi, obsesyjne myślenie o hazardzie, zmęczenie, depresja, ciągłe poczucie winy.
Nazajutrz ojciec Łucji wyszedł z domu razem z żoną; dźwigał dwa wielkie kosze, w które Maria Rosa włożyła garnki z rosołem. Jednak bardzo szybko powrócił. Czyżby się przestraszył? Łucja wspomina, że ujrzała na progu swego ojca z koszykiem, w którym leżało niemowlę. Ojciec zawołał najstarszą córkę i polecił krótko: „Zaopiekuj się tym dzieckiem. Oboje rodzice leżą w łóżku z wysoką gorączką i nie mogą się nim zająć”. I zaraz wyszedł, by po chwili znów wrócić – tym razem niósł ze sobą dwoje małych dzieci, umiejących już chodzić, ale niezdolnych jeszcze zadbać o siebie. Powiedział do Glorii: „Zaopiekuj się również nimi. Te dzieci nic nie robią, tylko płaczą przy łóżku rodziców, a ci mają gorączkę i nie mogą do nich wstać” – dr Wincenty Łaszewski w tekście „Sekrety Fatimy” relacjonuje przebieg epidemii „hiszpanki” w Aljustrel, rodzinnej wiosce wizjonerów z Fatimy.
O. dr hab. Jerzy Skawroń OCarm w artykule „Dźwięk dzwonów przepędza demony” podkreśla: W czasie rewolucji francuskiej dzwony umilkły. Dziś co jakiś czas słyszymy skargi pod ich adresem: bicie dzwonów jest zbyt głośne i nie do wytrzymania, zakłóca odpoczynek, „normalni” mają budziki. Takie stwierdzenia świadczą o słabnącej świadomości sensu życia oraz o zaburzeniu rytmu codziennego życia, które zostaje ograniczone jedynie do doczesności. W tej sytuacji coraz głośniej brzmią „dzwony piekieł”.
Ponadto w numerze m.in. o Dawidzie I Świętym, odpuście zupełnym dla Jasnej Góry, a także odpowiedź na pytanie, czy bransoletka shamballa stanowi zagrożenie duchowe.