Wrrrr zzzz bzzzz – przejechało Kawasaki Ninja 300. Szkoda. Nie było czasu nawet dobrze się przyjrzeć. No nic, wsiadam na mój KTM 1190 RC8R. Maszyna, którą przyjdzie wam dobrze poznać, gdy kupicie grę. Ja jadę kolejne okrążenie i w myślach dudni fraza: „Czy to musi tak pierdzieć pod d*pą?”. Niestety, musi. Dźwięk w tej grze potrafi zamęczyć i pasjonatów i niedzielnych „korsarzy”. Na chwilę obecną spróbowałem pokonać „wyzwanie”, w którym mam przejechać tor w określonym czasie. Mówię sobie – nic trudnego. Nic? Cholera jasna. Trzy okrążenia i z każdym zyskuję coraz lepszy czas (chociaż nadal daleki od wymaganego). Motocykl pruje max 144 km/h. Dźwięk wwierca się w czaszkę. Ostatnie okrążenie! Zabrakło pół sekundy! Mam dość... Mówię sobie – przecież są inne tryby gry niż jakieś tam durne wyzwanie. Tak, są. Turniej. Tyle, że w turnieju nie liczy się tylko zdobyte miejsce pod koniec wyścigu... Liczą się także zdobyte punkty. A punkty zdobywamy za wyskoki, za maksymalną prędkość, za przejeżdżanie przez checkpointy. I tutaj, niestety, kolejny minus gry. Gdy przejedziesz wyścig wygrywając (co szalenie trudne nie jest) możesz kończąc trzy trasy z pierwszego turnieju nie zakwalifikować się do kolejnego (oczywiście kolejny turniej to kolejne trasy, których nie zobaczysz). Czyli będziesz musiał te trzy trasy męczyć, aż z każdej uzyskasz wymaganą ilość punktów. Niestety, będzie to ich maksymalna ilość. Nie możesz zdobyć połowy i przejść dalej. Więc zwyczajnie się męcz. I tutaj wracamy do punktu wyjścia, bo przejechanie trzech tras na pierwszym miejscu nie wystarczy. Takie rozwiązanie jest wkurzające, bo nie każdemu chce się masterować grę zrobioną na kolanie. No, ale dobrze, przecież mimo dźwięków kiepskiej jakości i wysiłkowych turniejów nie może być aż tak źle. Niestety, może. Kamera przy skręcaniu szarpie, ma się wrażenie, że to nie nasza maszyna jedzie po drodze, a droga sama sunie pod maszyną. Jazda sprawia średnią satysfakcję. Graficznie gra nie zachwyca. Zwykły średniak. Więc co przemawia za zakupem? Cena, miłość do jednośladów i chęć wymęczania gry. Masterowania każdego fragmentu asfaltu. Powiedzmy, że ciekawym rozwiązaniem jest zmiana jednośladu w trakcie wyścigu. Mamy trzy maszyny. Każda w teorii sprawdza się na innym podłożu. W locie możemy sobie zmienić maszynę do typu podłoża lub sposobu jazdy. Niestety, w praktyce korzystałem z dwóch. Ten pośredni, przynajmniej na początku gry, jest zbędny. Nie wykluczam, że grając, człowiek przyzwyczai się do modelu jazdy. Wsiąknie w świat i stanie godnie do każdego z wyzwań. Ja jednak osobiście drugi raz gry nie zakupiłbym. Będę próbował ją jeszcze pogryźć i przetrawić, ale polecić z czystym sumieniem jej nie mogę. Gra poniżej średniej.