Ze wstępu: „Podjąłem się, kochany czytelniku, zaprowadzić cię do nieba, tj. do tego dobra, którego odziedziczenie sprawia, że się już niczego więcej pragnąć nie może. To jest cel, to ostateczny kres, do którego wszyscy naturalnym popędem zmierzają. – Wszyscy chcą być szczęśliwi. – Atoli bardzo wielu, pozostając w ślepocie, jaką grzech pierwszych rodziców sprowadził, opuszcza prawdziwe i najwyższe dobro, a oddaje się usilnie szukaniu szczęścia fałszywego i pozornego. Jedni z nich, uważając za najwyższe szczęście wolność od niedostatków i jakichkolwiek materialnych braków, uznają bogactwa za najwyższe szczęście. Inni znowu, upatrując najwyższe szczęście w potędze i znaczeniu, chcieliby albo sami rządzić, albo przynajmniej być doradcami rządców. Na koniec inni, zniżając się aż do kału, uważają zmysłowe używanie za najwyższe szczęście, mierząc jego stopień częstszym lub rzadszym dogadzaniem lubieżności i podniebieniu. Tak liche jest według nich szczęście! Toż nic dziwnego, że mozoląc się daremno i jakoby w labiryncie błądząc, im prędzej ku dobru pospieszają, tym dalej cofają się od niego; już dla tego samego nieszczęśliwi, że nie uznają swej niedoli”. Kardynał Bona śpiesząc z pomocą pokazuje tę jedyna właściwą drogę. Zachęcamy do lektury!