Podróż zimowa przypomina wielowątkową opowieść, zapowiadającą opus magnum Cabrégo – Wyznaję.
Płatny morderca na tropie innego płatnego mordercy, na którego życie także ktoś nastaje. Szlifierz diamentów z Amsterdamu, znany pod wieloma imionami, który próbuje wkraść się w łaski łódzkiego jubilera. Daleki potomek tego jubilera, który jako dziecko przeżył Treblinkę, zmaga się ze swoimi demonami. Przeżywający kryzys pianista podczas swojego recitalu widzi w pierwszym rzędzie Franza Schuberta, choć ten nie żyje od 150 lat. Kataloński organmistrz, surowo ukarany za zbrodnię, przy której nawet nie był obecny.
Cabré zwodzi, podąża meandrami i bawi się z czytelnikiem – czasem na poważnie, czasem z przymrużeniem oka, a czasem wręcz kipi humorem. Nakłada na siebie różne plany czasowe, miesza wątki. I stawia dziwne pytania. Na przykład, czy Jan Sebastian Bach był autorem muzyki dodekafonicznej? Albo czy istnieje najbardziej przesłodzony utwór muzyczny?
Prowadzi wyrafinowaną grę. Podsuwa fałszywe tropy, fałszywe cytaty, z nonszalancją powołuje się na nieistniejące autorytety, z premedytacją myli rzeczywistość z fikcją. Chwilami wystawia czytelników na próbę, ale jednocześnie dostarcza tym, którzy przyjmą reguły gry, wspaniałej zabawy: podążania tropem tematów powracających jak w utworze muzycznym.