Trzeba dużo pracować i dużo zarabiać. Awansować, być menedżerem własnej kariery, architektem sukcesu. Niezawodnym, twórczym prymusem. Ścigać się, wygrywać. I w tym się spełnić. Współczesny człowiek Zachodu otrzymał taki właśnie przekaz w domu i szkole. Taki wzorzec narzuca mu kapitalizm ze swoją korporacyjną religią. Tak też doradza – już nie tak modna jak jeszcze przed kilku laty – poppsychologia: obudź w sobie olbrzyma, pnij się, autoprezentuj, piaruj, kolekcjonuj CV, sprzedawaj się jak towar, a zostaniesz charyzmatycznym liderem, gwiazdą, vipem.
Spieszymy zatem z podpowiedziami, jak pracować po ludzku. Jak szefować, by nie niszczyć drugiego człowieka. Jak dać z siebie wszystko, nie dając się spalić. Jak opancerzyć się na zbędne emocje, nie budząc w sobie twardziela-psychopaty. Słowem, jak odnaleźć w pracy to, cośmy sami sobie obiecali: poczucie sensu, należnego miejsca na Ziemi i zwykłą radość tworzenia.