Eligiusz Niewiadomski, artysta malarz, rozchwiany emocjonalnie radykał, który związał się z ruchem narodowym, nienawidził Józefa Piłsudskiego. Jakkolwiek ważyć wszystkie składowe odzyskanej przez Polskę niepodległości, był komendant legionów symbolem wreszcie skutecznej akcji Polaków w sprawie polskiej, naczelnikiem odrodzonego właśnie państwa. Niewiadomski chciał go jednak zabić. Ostatecznie, niejako w zastępstwie, 16 grudnia 1922 r. zastrzelił Gabriela Narutowicza, kilka dni wcześniej wybranego przez Zgromadzenie Narodowe na pierwszego prezydenta II RP.
Głośny mord odsłonił dramat Narutowicza jako polityka, ale przesłonił zawodowe dokonania tego inżyniera hydrotechniki, urodzonego na Żmudzi, wykształconego w Szwajcarii, profesora Politechniki w Zurychu, autora licznych dzieł inżynieryjnych na zachodzie Europy, który do służby państwowej wszedł raptem dwa lata przed swą tragiczną śmiercią, gdy wrócił do odrodzonej Rzeczpospolitej.
Zarazem mord ten położył się długim cieniem na dziejach państwa, które dopiero co odzyskało niepodległość i zyskało chwałę, skutecznie broniąc swej suwerenności (i Europy) przed bolszewicką inwazją. Zjednoczone w dniach wojennych zmagań społeczeństwo szybko pokazało brzydszą twarz zwaśnionego politycznie narodu. Skłóconego do granic zabójstwa głowy państwa.
Setna rocznica zamachu na Gabriela Narutowicza jest okazją do sporządzenia bilansu dokonań II RP. Jakie to państwo naprawdę było? Co można mu zapisać po stronie „ma”, a co po stronie „winien”?
Nie uprzedzając odpowiedzi, zważmy na jedno: gdy dzisiaj spieramy się o stan spraw w III RP, po ponad trzech dekadach jej urządzania, to pamiętajmy, że II RP historia podarowała tylko dwie dekady istnienia.
Zapraszamy do lektury!