Reiki jako metoda leczenia ukazuje, jak bardzo człowiek jest skory pominąć pytanie o źródło pochodzenia wpływów duchowych, byleby tylko osiągnąć jeden cel: zdrowie. Znamieniem współczesnych czasów jest kult zdrowia i wszystkiego, co z utrzymaniem zdrowia jest związane. Ten kult odsuwa ludzką uwagę od spraw najważniejszych, każe nawet zapomnieć o Bogu – podkreśla Artur Winiarczyk, redaktor naczelny „Miesięcznika Egzorcysta”, we wprowadzeniu do sierpniowego numeru.
Na kursie reiki śpiewaliśmy pieśni o Duchu Świętym, przytulaliśmy się. Chodziło o to, by poznać, że ta energia jest dobra. Później następowały rozmowy, w trakcie których tłumaczono, że reiki to Boża energia. Tu nie chodziło jednak o Msze Święte, tylko o nakładanie rąk, lecz bez dotykania ciała. Ręce trzeba było trzymać powyżej głowy. Gdy np. pacjent miał ból żołądka, wówczas ręce należało trzymać nad żołądkiem. Należało też otwierać się na pozytywną energię. To działało. W czasie „zabiegów” reiki czułam, że wychodzi ze mnie energia, dłonie robiły mi się gorące – wyznaje w swoim świadectwie Katarzyna.
Chcąc zapełnić puste miejsce w moim sercu i zaspokoić moją ciekawość, zaczęłam szukać. Trafiłam do Centrum Medycyny Naturalnej i Szkoleń w moim mieście. Bardzo szybko przyswajałam podawaną mi wiedzę. W ciągu czterech lat zrobiłam wszystkie kursy mistrzowskie. Moja mistrzyni bardzo mnie chwaliła. Mówiła o mnie, że jestem ulubienicą „góry”. Zrobiłam wiele kursów z bioterapii (oddziaływania środowiska życiowego człowieka na jego rozwój i zdrowie), oczyszczania matryc karmicznych. Grupę, z którą uczęszczałam na kursy, tworzyli w większości nauczyciele. Zastanawiało mnie tylko czasami, dlaczego prawie co druga osoba jest po rozwodzie – skoro reiki to miłość, to dlaczego dzieli ludzi? – zastanawiała się w swoim świadectwie Dorota.
Zwolennicy i praktycy reiki twierdzą, że była ona już kiedyś na ziemi. Tą sztuką miał się posługiwać Budda, Jezus Chrystus, a także ich uczniowie. Do jej ponownego odkrycia doszło jednak dopiero w drugiej połowie XIX w. za sprawą niejakiego dr. Mikao Usuiego. Miał on być rzekomo duchownym chrześcijańskim, choć nie wiadomo, jakiego wyznania. Usui uporczywie poszukiwał odpowiedzi na pytania: w jaki sposób Jezus i Jego uczniowie czynili cuda?, na czym polegała uzdrawiająca moc Buddy? – tak początki reiki opisuje w swoim tekście ks. prof. dr hab. Andrzej Zwoliński.
Skuteczność nie jest miernikiem dobra. Szatan, aby dokonać zło, jest w stanie czynić dobro. On jest w stanie na chwilę zatrzymać chorobę, przywrócić na jakiś czas zdrowie, ale potem chce zniszczyć człowieka. (…) W dzisiejszych czasach wszystko jest przewartościowane i nastawione na człowieka. Obecna jest w człowieku mentalność, że wszystko mu się należy. To owocuje tym, że my też szukamy współczesnych bożków. Jednym z nich, który narodził się na naszych oczach, jest kult młodego, zdrowego i pięknego ciała. (…) Z kultu ciała wynika to, że chcemy być zdrowi, a więc w nadmiarze pochłaniamy lekarstwa. Zdrowe, młode, piękne ciało nie może cierpieć. A jeśli nie pomaga mi medycyna, to szukam pomocy, gdzie się da. Wracamy tu do pytania, czy to jest skuteczne – mówi ks. Janusz Czenczek, koordynator księży egzorcystów polskich z ramienia Konferencji Episkopatu Polski, w wywiadzie dla naszego miesięcznika.
„Całościowość” (holizm), jaką niesie idea chiropraktyki, postała w klimacie innych „całościowych” metod medycyny alternatywnej. Chiropraktyka, podobnie jak osteopatia (diagnozowanie i leczenie chorych za pomocą technik manualnych), homeopatia czy irydologia (ocena stanu zdrowia na podstawie tęczówki oka) jest filozofią witalistyczną. Oznacza to, że choroby interpretuje jako zaburzenia w hipotetycznej sile życiowej. W tym względzie przypomina reiki. Tak jak ono wysławia krążące po ciele tajemnicze energie, którymi rzekomo daje się kierować. W chiropraktyce i reiki zakłada się więc istnienie jakiejś niewidzialnej, niepoznawalnej i niemierzalnej siły w organizmie. Następnie przyjmuje się – również „na wiarę” – możliwość manipulowania tą siłą w celu poprawienia ludzkiego zdrowia – stwierdza Maria Patynowska w artykule „Energia w kościach”.
Duszpasterze zajmujący się zniewoleniami duchowymi podkreślają, że praktyka niemieckiego mistrza ezoteryki może być niebezpieczna duchowo. Korzystają z niej bowiem głównie ludzie, którzy chcą zerwać ze szkodliwymi relacjami uzależnień. Na terapii dowiadują się, że źródłem ich problemów jest nierównowaga energetyczna wewnątrz rodziny, którą trzeba odpowiednio uregulować. W takim ujęciu znika ludzka wolność i zdolność samodzielnego wyjaśnienia swych egzystencjalnych oraz duchowych sytuacji życiowych. Zamiast tego wzmacnia się bezsilność i niesamodzielność pacjentów. Budowane są kolejne szkodliwe uzależnienia, tym razem od terapeuty, który żąda wobec siebie posłuszeństwa. Zgoda na to powoduje, że zanika zdolność krytycznego myślenia – tak o Bercie Hellingerze i jego metodzie pisze Grzegorz Górny w tekście „Uwikłani w gry ezoteryczne”.
Wincenty Łaszewski w swoim artykule „Hostia z Juncal” próbuje odpowiedzieć na pytanie, skąd Anioł, który w 1916 r. udzielił Hiacyncie, Franciszkowi i Łucji Komunii Świętej, miał konsekrowaną Hostię.
W numerze zamieszczamy także dokument Episkopatu USA o terapii reiki. Ponadto w najnowszym miesięczniku m.in. o św. Radegundzie, opowieść o Rut Moabitce, a także o tym, że Europejczycy popierają „Mamę, Tatę i Dzieci”.