Pograłem w Stellarisa może jeszcze nie za wiele, ale już trochę, i dla zainteresowanych mam kilka zdań o pierwszych wrażeniach. Trawestując tytuł filmu braci Coen, to nie jest gra dla szybkich ludzi. Ma przeróżne wady i zalety, o których poniżej, ale pierwszą rzeczą, jaką należy podkreślić, jest powolne tempo rozgrywki (oczywiście przy standardowym tempie upływu czasu – można je przyspieszać).
W grze istnieją trzy rodzaje surowców: kredyty energetyczne (energia po prostu), minerały i wpływy, i prawie wszystko, co możemy stworzyć lub zrobić, kosztuje określoną kwotę jednego lub dwóch z tych surowców, a często – jeśli chodzi o statki/okręty i kosmoporty oraz stacje kosmiczne – ma także określony koszt utrzymania w energii lub wpływach. Najłatwiej jest generować minerały, gdyż często występują zarówno na kolonizowanych planetach, jak też i ciałach niebieskich, których w danym momencie (albo w ogóle) nie możemy kolonizować. Gorzej jest z wytwarzaniem energii, a najgorzej z wpływami. Te ostatnie pochodzą z różnych działań o charakterze społeczno-politycznym (i na takie działania też są zużywane, np. na poparcie określonego kandydata w wyborach albo zatrudnienie zarządcy, admirała czy naukowca). Poważniejsze kwoty wpływów dostajemy najczęściej za reakcje na różne wydarzenia, a najwięcej – za zrealizowanie obietnic wyborczych aktualnego władcy przed upływem jego kadencji. Bardzo często się więc zdarza, że musimy czekać z ekspansją, aż uciułamy wymaganą ilość wpływów.
Struktura kolonii jest podobna jak w GalCiv 3 – każda skolonizowana planeta ma pewną liczbę pól (niektóre początkowo zablokowane np. przez wulkany albo miejscową faunę/florę). Nie ma więc tak jak w MoO, że każdy budynek postawimy na każdej planecie, ale tylko raz. Tutaj w danej kolonii możemy stawiać tyle budynków, ile jest wolnych pól. Pola często dają bonusy do surowców i najlepiej dopasować stawiane budynki do tych bonusów, np. elektrownie budować na polu z premią do energii.
Zady i walety. Najpierw minusy:
- Jeśli ktoś się kiedyś zastanawiał, czy można zrobić walkę gorzej niż w nowym Orionie, z beznadziejnie głupiutką SI naszych okrętów i koślawym sterowaniem, to odpowiedź brzmi: można. Z przykrością to piszę, ale walka jest najsłabszym elementem Stellaris i ludzie jojczą na nią strasznie. Jedyne, co można zrobić po doprowadzeniu do bitwy, to ją oglądać i ewentualnie – jak widać, że nasi nie dadzą rady – nacisnąć przycisk odwrotu. Dno.
- Brak drzewka technologii, przez co badania prowadzimy na oślep.
- Achievementy są zaliczane tylko w rozgrywce na poziomie Ironman (wut?).
- To niekoniecznie jest minus absolutny, ale gra sprawia wrażenie siermiężne (ewentualnie wrażenie niedokończenia). Nie ma w niej żadnych wodotrysków graficznych, animacji, nawet intra – toż MoO w fazie alfa miał już animacje kolonizacji, a ponieważ w Stellaris kolonizuje się ten cholerny kosmos jeszcze wolniej, przydałyby się takie akcenty dla uczczenia naszych sukcesów.
- Interfejs nie jest skalowalny (przynajmniej oficjalnie, bo ponoć można pogrzebać w konfie), przez co już w rozdzielczości HD literki są małe. Przydałyby się większe…
- Polska lokalizacja nie miała testów. Tak jest.
Teraz plusy:
+ Jak już napisałem wcześniej, gra jest ogromna. Ja ją znam z czasu tłumaczenia, ale i mnie na początku przytłoczył ogrom możliwości – na początku, gdy miałem dwa statki badawcze, cztery okręty, jedną planetę i zbadane z 8 okolicznych układów! Każdy układ ma co najmniej 2-3 planety różnego typu albo gazowe giganty, wszystko trzeba badać z osobna. Galaktyka może liczyć nawet 1000 układów (nie zawsze z planetami, czasem zamiast gwiazdy jest czarna dziura albo osobliwość), podróżować możemy po niej na różne sposoby. Możliwości oczywiście z czasem stają się coraz rozleglejsze, np. dyplomatyczne (niżej).
+ Można robić ogrom rzeczy, np. napotkane cywilizacje przedkosmiczne można eksterminować, zinfiltrować, eksploatować, wspomagać (możliwości zależą też od ustroju naszego imperium i charakteru naszego gatunku). Także ludności planet podbitych, a nawet naszej własnej możemy robić różne, najczęściej nieprzyjemne rzeczy w rodzaju zmieniania w niewolników albo czystek etnicznych. Podczas badania ciał niebieskich napotykamy często różne anomalie, prowadzące czasem do serii ciekawych misji dających nam punkty badań, wpływów, kasę, a nawet statki/okręty.
+ Technologii jest multum – może nie tyle co skilli w drzewku rozwoju postaci w Path of Exile, ale mnóstwo, przez co brak drzewka technologii tym bardziej doskwiera.
+ Bardzo fajny elektroniczny soundtrack, który mi najbardziej przypomina muzykę duetu Daft Punk do filmu TRON: Dziedzictwo.
+ Sama galaktyka wygląda bardzo ładnie, podobnie gwiazdy i planety na zbliżeniach, a nawet jednostki i bazy.
+ Gra ma bardzo rozbudowane opcje dyplomatyczne. Możemy zawierać nie tylko sojusze i pakty o nieagresji, ale też (czego brak w Beyond Earth) traktaty handlowe na wymianę różnych rzeczy, włącznie z informacją. Prócz tego możemy ogłaszać dane imperium swoim rywalem (co nie odpowiada otwartej wojnie, ale raczej zimnej wojnie), próbować je wasalizować, asymilować (resistance is futile), tworzyć federacje and more. Grałem za krótko, aby stwierdzić, czy SI innych imperiów reaguje racjonalnie, więc na razie mam tylko nadzieję, że tak.
+ Bardzo fajny motyw RPG jest związany z tym, że nasze postacie – przywódcy, admirałowie, naukowcy, zarządcy kolonii – uzyskują doświadczenie, mają określone cechy charakteru (korzystne i nie) i zdobywają nowe przy awansach; poza tym nie są nieśmiertelni, tylko umierają po przeżyciu pewnej liczby lat (jeśli oczywiście wcześniej nie zginą np. wskutek zaatakowania statku badawczego przez kosmiczne ameby).
+ Gra wciąga z siłą wodospadu! Przynajmniej mnie, czyli osobę, która niekoniecznie ceni sobie wyzwania wymagające małpiej zręczności i kociego refleksu :) Rozgrywka polega w znacznej części na patrzeniu jak rosną słupki postępu różnych czynności, ale mnie naprawdę trudno przerwać zabawę i to, że grałem dotąd mało, to przede wszystkim sprawa noża deadline’u na gardle.
Czyli powtarzam, to nie jest gra dla każdego, odsłania kolejne niuanse stopniowo (i dobrze, bo inaczej można by się kompletnie pogubić). No i pewne wrażenie niedokończenia sprawia, mam nadzieję, że w patchach najpoważniejsze braki zostaną uzupełnione, choć pewnie walka zostanie taka, jaka jest.